á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Początkowo wydaje się, że będzie to historia biograficzna Breivika i jego procesu. Ale bardzo szybko rozdziały o nim zostają przeplatane opowieściami o osobach, które początkowo zdają się tu kompletnie nie pasować, ba!, wydają się wręcz niepotrzebne. Z każdym kolejnym zdaniem wyjawia nam się jednak historia Simona, Andersja, Bano... Autorka kreuje historię Mordercy i jego Ofiar. Im bliżej do tragedii, tym coraz więcej uchwyceń dat, momentów z dwóch różnych perspektyw. Powiedzieć, że robi to wrażenie i dosłownie zamraża krew w żyłach to tak, jakby nie powiedzieć nic.
Książka stanowi doskonałę kompedium wiedzy dla tych, dla których Masakra na Utøyi jawi się jako nierozumiała. Autorka bowiem dokładnie prezentuje - obok biografii - również historię partii politycznych i stronnictw w norweskiej polityce. Nie bójcie się, te rozdziały nie są nudne - są napisane zwięźle, zrozumiale. Dla czytelnika spoza Norwegii są podwójnie interesujące, bo wyklarowują one ogląd na całą sprawę; są małymi fragmentami, które pośrednio prowadzą do 22 lipca 2011.
Rozdział "Piątek" całkowicie pozbawił mnie tchu. Naprawdę można poczuć ten strach, przerażenie, ale i nadzieję wszystkich tych, którzy byli wówczas na wyspie. To również kompletne rozłożenie na łopatki spowodowane nadzieją, a potem beznadzieją rodzin tych, którzy zginęli lub zostali ranni. Samo czytanie choćby o ostatnich rozmowach telefonicznych, czy też o wysyłanych SMS-ach powoduje, że nie wiesz, czy nie zamknąć tej książki, nie wyrzucić jej przez okno. Bo ta lektura autentycznie boli. To nie jest bezrefleksyjne czytanie; tę historię się "przeżywa".
Rozdziały dotyczące procesu ponownie zalewają czytelnika bólem. O ile początek książki i opowieść o małym Breiviku wywołuje jeszcze jakieś wspłczucie nad postawą tego mężczyzny, tak jej końcówka przeraża jego dumą z dokonanego czynu, ale i obojętność na cierpienie, które spowodował. To przerażające. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie siły zeznających w sądzie, którzy byli naocznymi świadkami Masakry. Opis zeznań skłądanych przez Viljara to najlepszy pokaz prawdziwej odwagi i przeogromnej siły tego chłopaka.
W 2011 roku miałam 18 lat. Wchodziłam w dorosłość. Na wyspie Utøya zginęło mnóstwo moich równolatków. Pewnie wszyscy w tamtym czasie mieliśmy całkiem do siebie podobne cele, marzenia i pragnienia. Myśleliśmy o studiach, pierwszych miłościach. Zadawaliśmy sobie pytanie, kim będziemy. Wszyscy czuliśmy się nieśmiertelni - przecież ludzie w naszym wieku nie umierają! Tymczasem Oni, tam wtedy, zginęli. Zginęli tak okrutną, przerażającą śmiercią. Tak, to wydarzyło się w Norwegii. Tak, w teorii to nas nie dotyczy. Ale wiecie co? Nie zapomnijmy o tym. Te dzieciaki mogły zmienić świat. Tych dzieciaków już nie ma. Ale my - młodzi z całego świata - ciągle jesteśmy. Nie zmarnujmy się.