á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Pomysł ów szybko jednak został zamordowany, ale jego trup jeszcze był dorzynany na kilkudziesięciu ostatnich stronach.
Autor nie zauważa, że jego dziełko popada w topograficzno-historyczne dygresje, pełne detali (dokładne adresy, daty, itp.) które – ku irytacji czytelnika, kompletnie niczemu w tej opowieści nie służą.
Powołane do życia postaci są jak zombie – zachowują się dziwnie i mówią nienaturalnym, (...) boleśnie sztucznym językiem.
Skoro mowa o postaciach – główny bohater, milicyjny super-detektyw: najmądrzejszy, światowy, oczytany i osłuchany, wykształcony, wielojęzyczny, protekcjonalny, filozoficzny, itd., na tle hołoty bezpieczniacko-milicyjnej niby Sokrates w klatce z trollami, albo po prostu parodia James'a Bonda.
Pretensjonalna, nieudana kompletnie, sztampowa i nudna książka. Wisienką na torcie jest sposób wyjaśnienia wszystkich tajemnic „śledztwa”, bo świadczy on o zupełnej bezradności autora, niezdolnego do poradzenia sobie z zakończeniem tej nierównej walki... A Wołodyjowskiego, który by mu pomógł jednym cięciem szabli nie było.
Omijać szerokim łukiem!